
Kontuzje uczą pokory – list do przeszłości.
Gdybyś mógł napisać list do siebie z przed lat co by to było? Dzisiaj nieco bardziej osobiście z dedykacją dla wszystkich osób, których świat legł w gruzach przez kontuzję.
Droga Z.,
Kiedy piszę do Ciebie mamy już koniec roku 2015. Bardzo wiele zmieniło się w twoim życiu do tego czasu. Chciałabym przestrzec cię przed tym co nastąpi już wkrótce. Splot wydarzeń, które bezpowrotnie zmienią Ciebie i Twoje życie. Piszę do Ciebie w okresie przed Twoją najpoważniejszą kontuzją – dwukrotnym skręceniem stawu kolanowego i całkowitym zerwaniem więzadła ACL.
Jesteś na 3 roku studiów fizjoterapii, a wciąż mało wiesz pomimo, że pierwszy rok kończysz ze stypendium naukowym i jako nieliczna z roku 5tką z anatomii. Już za kilka tygodni wyjedziesz na obóz zimowy, gdzie przy upadku na snowboardzie skręcisz kolano po raz pierwszy. Zignorujesz opuchliznę i ból i przez rok nie będziesz robiła sobie nic z tego faktu. W wakacje weźmiesz udział w treningu Capoeira, gdzie przy technice „vengativa” skręcisz kolano po raz drugi całkowicie zrywając więzadło krzyżowe. Dokładnie w momencie kiedy to się stanie, Ty będziesz wiedziała co to oznacza. Operacja przynajmniej rok później, ponad 10-miesięczna rehabilitacja bez jakichkolwiek treningów.
Uczucie „pływającego” kolana nie opuści cię aż do dnia operacji. Początkowo będziesz załamana, będziesz niedowierzać, w końcu sport to całe twoje życie, a kolano bez ACL-a już nigdy nie jest takie samo. Zapamiętałaś ze studiów, że to więzadło posiada najwięcej mechanoreceptorów, których z przeszczepem w pełni nie odzyskasz. Nie poddasz się. W ciągu kilku tygodni, tylko dzięki swojej nieustępliwości, cudem dostaniesz wolne miejsce na rezonans, odwiedzisz kilkunastu lekarzy w poszukiwaniu dobrej diagnozy i skierowania na operacje. Wielu będzie twierdziło, że więzadło może nie być uszkodzone, będą chcieli wykonać diagnostycznie dodatkową artroskopie, ale ty wiesz, że nic z niego nie zostało. Czujesz to pływanie, kolano jest niestabilne, przy próbach zmiany ruchu ucieka mimo miesięcznej rehabilitacji, którą zaczęłaś. Szukaj dalej! W końcu trafiasz na kogoś sensownego. Dostaniesz skierowanie na operacje za rok od momentu zapisania. Spokojnie, znów pokażesz swoją siłę. Co tydzień będziesz dzwonić, aby dowiedzieć się, czy nie zwolniło się miejsce. To właśnie twoja nieustępliwość, niechęć do poddawania się sprawi, że po miesiącu cudem dostajesz miejsce w kolejce. Natychmiast trafiasz na operacje. Teraz już z górki!
Życie jednak nie będzie dla Ciebie łatwe w tym okresie. O kolanie myślisz non stop. Nie skręcić, nie poślizgnąć się, uważać na imprezach masowych, na schodach, idąc na autobus. Uważać pod prysznicem, uważać na kafelki, uważać w nocy kręcąc się w łóżku. Uważać na zwierzęta, a jeszcze bardziej na ludzi. Omijasz imprezy, omijasz spotkania ze znajomymi, treningi… Bardzo źle znosisz stan po operacji. Nie rozstajesz się z ketonalem, a po 2 tygodniach kiedy jego działanie słabnie decydujesz się odstawić go zupełnie. Zagryzasz zęby i powoli walczysz z bólem. Nie pomagają znajomi wysyłający- w dobrej wierze- zdjęcia z imprez, z treningów. Wszystko boli. Boli kolano, boli wyautowanie, boli niemoc. Ale to wszystko sprawi, że na rehabilitacji będziesz pracować jeszcze mocniej. Na studiach sugerują dziekankę – twierdzą, że nie odrobisz 4 tygodniowej nieobecności. Ale znasz siebie, wiesz, że dasz radę. Mijają długie tygodnie. Od 5 miesiąca najgorsze za tobą – zaczynasz wprowadzać dynamikę do treningów. Cieszysz się jak dziecko z każdej kropli potu na czole. Rehabilitacja trwa czasem i 4h, padasz na ryjek, ale szczęśliwy ryjek – jesteś w połowie drogi. Życie osobiste znów się sypie. Chłopak cię zostawia – myślisz, że gorzej być nie mogło. Miała być miłość na całe życie, a teraz jak nigdy potrzebujesz oparcia. Spokojnie – dzisiaj już wiesz, że dobrze się stało. Dzisiaj jesteś wdzięczna za taki tok zdarzeń.
Droga Z., wszystko dzieje się po coś. Przez okres rehabilitacji skończysz wiele kursów z fizjoterapii, skoncentrujesz energię na samorozwoju, przeczytasz książki z ortopedii, zdobędziesz wiedzę z treningu siłowego, poznasz crossfit. Po 12 miesiącu przybędziesz z do placówki rehabilitacyjnej już w roli rehabilitanta, nie pacjenta. Przetrwałaś.
Kontuzja nauczyła się pokory. Skończyłaś studia magisterskie, 2-letni kurs terapii manualnej, spełniłaś marzenie – zdobyłaś tytuł pierwszego instruktora w Capoeira, poznałaś najlepszego przyjaciela i swoją drugą połowę, odnalazłaś nową pasję – kettlebells. Już po 2 latach treningów zostałaś Mistrzynią Polski w tej dyscyplinie. Pracujesz w Klubie IRONia, gdzie realizujesz się każdego dnia otoczona wspaniałymi ludźmi. Zdobywasz kolejne wyróżnienia, piszesz artykuły do wielu magazynów i mimo, ciągłego szkolenia, ciągle poszukujesz… wiesz, że wciąż mało wiesz.
Twój najgorszy okres w życiu okazała się najlepszym.
Droga Z., prawdziwa siła nie objawia się tym jak wiele jesteś w stanie podnieść, jak mocno kopać, jak szybko bieg. Prawdziwa siła to fakt ile jesteśmy w stanie przyjąć na barki i ponownie się podnieść. Wiesz Z., że nie ma takiej rzeczy w życiu, która cię złamie. Jesteś silniejsza niż myślisz. Kilka razy los rzucił ci pod nogi kłodę, ale za każdym razem wstałaś z podniesionym czołem. Skończyłaś studia, wiele wartościowych szkoleń, znalazłaś coś co kochasz i kogoś kogo pokochałaś. Zaczynając ten list chciałam Cię ostrzec. Opowiedzieć o tych wszystkich złych rzeczach, pokazać w jaki sposób mogłaś im zapobiec, ale teraz myślę… myślę, że życie to nie tylko przyjemne momenty. To też chwile, które obrzucają nas błotem, kopią po żebrach, plują z góry i wypychają z okna… One stają się tobą i formują cię najmocniej. Uczą pokory i uczą doceniać dzisiaj. Bo dzisiaj, kiedy piszę list do siebie z przeszłości, jestem wdzięczna za każdą z tych złych rzeczy, które spotkały mnie w tym trudnym okresie. Przeczytaj więc i spal ten list… Przeżyłaś te ostatnie lata dokładnie tak jak chciałaś. Nie zmieniaj nic.
Tak silna jak nigdy dotąd – Z.